poniedziałek, 4 października 2010

środa, 2 czerwca 2010

Odcinek 4: Kim, do kurwy nędzy, jest Diego Pacquiao?

Wolniej, spokojniej – mówi Mona – znowu tracisz wątek, Kiki. Cofnij się do tego faceta. Siedzisz z nim w taksówce, i...

- ...i jedziemy do niego. Ale to wcale nie była taksówka, nie, gdzie tam, facet miał wóz z własnym szoferem, myślałam, że się zsikam jak to zobaczyłam, widziałaś kiedyś coś takiego, Mona? bo ja tylko na filmach, ostatnio na tym nowym z Jaime Rodriguezem, widziałaś go, Mona? pamiętasz, kto tam grał szofera, o matko, to był ten przystojniaczek, ten blondynek, ale ja w ogóle nie mam pamięci do filmów, jednym okiem wpada, drugim wylatuje – koncentruje się, zapala, ekscytuje, rozmarza, narzeka Kiki.

- przestań pierdolić, Kiki! – niecierpliwi się, denerwuje, przywołuje ją do porządku Mona – skup się choć na chwilę! Co to jest, dziwkarskie kółko filmowe? Jesteśmy tu, żeby gadać o filmach? Cały problem w tym, że TO nie był film, prawda? Więc przypomnij sobie, co działo się dalej – zrobisz to dla nas, co, Kiki?

- dobra, dobra, o co od razu taki hałas, już sobie przypominam – obrusza się, skupia na nowo, relacjonuje Kiki – nie codziennie człowieka wozi szofer, sama byś była w szoku, Mona, tylko nie mów, że nie. Skórzane fotele, takie białe, wiesz, mięciutkie, oszaleć można. Facet, na początku zimny jak ryba, mówiłam wam, w samochodzie nagrzewa się na całego, przysuwa się, o tak blisko, wsadza mi rękę pod spódniczkę, pakuje język do ust, ja się odsuwam, ale tylko trochę, chichoczę, nie chcę go zniechęcić, czy coś, wiadomo, klient nasz pan, nawet jak się za szybko do tego rwie. No a ten jeszcze miał wąsy, czarniusieńkie jak noc, rany, wiecie, jak ja się napalam na wąsy, wąsatemu to mogłabym nawet -

- to on ci zabrał pieniądze? tam, w samochodzie? – przerywa, podnosi głos, jest zła, wpatruje się w nią Mona.
- nie, gdzie tam, tylko by spróbował – przeczy, energicznie kręci głową, pokazuje kawałek metalu wszczepiony w przegub prawej ręki Kiki – wąsy wąsami, ale usmażyłabym mu krew, przecież nam pokazywałaś, jak się tym posługiwać, kiedy ktoś się robi niegrzeczny.

- no więc, jak to się stało? kiedy? kto zabrał ci nasz jebany tygodniowy utarg, który miałaś zanieść Jaguarowi, żeby jego ludzie nie spuścili nam takiego manta, po którym nawet Raul nie poskłada nas do kupy, a który straciłaś, bo połasiłaś się na kasę, i zamiast iść z utargiem prosto do Jaguara, wsiadłaś do samochodu z jakimś jebanym wąsaczem? DOWIEMY SIĘ TEGO W KOŃCU, CO, KIKI?! – wychodzi z siebie, krztusi się, traci nad sobą panowanie Mona.

- wiem! Diego Pacquiao! – triumfalnym głosem oznajmia Santé.

- co? Kim, do kurwy nędzy, jest Diego Pacquiao? – patrzy na niego, nic nie rozumie Mona.

- Diego Pacquiao grał szofera w ostatnim filmie z Jaime Rodriguezem! – mówi z ulgą, jest szczęśliwy, promieniuje radością Santé – Wreszcie sobie przypomniałem! Boże, przecież ja uwielbiam Diego! Ta jego blond grzywka? No proszę was! A to stalowe spojrzenie w „Smutku księżycowej poświaty”, kiedy żegnał się na zawsze z córką podłego dziedzica? W kinie to się normalnie popłakałem, dałbym wtedy wszystko, żeby móc go pocieszyć, poczuć pod dłonią jego plecy, zanurzyć twarz w jego karku, ścisnąć pośladki, opięte w szare jeansy, wciągnąć zapach jego włosów –

- SANTÉ, O CZYM TY KURWA PIERDOLISZ? Czy was, durne kurwiszony, do końca posrało, sperma wam pozlepiała implanty w pustych łbach? Nie wiecie, co z nami zrobi Jaguar Arellano, jak nie dostanie swojej kasy? Smutek księżycowej poświaty? To jedyne, co zostanie z twojej dupy, półmózgu! Kiki, natychmiast –
- poopowiadaliście już sobie dobranocki? to mordy w kubeł, bo klient podjeżdża – znudzonym głosem przerywa Monie Iris.

- co dla mnie macie, kurewki? – wychyla głowę z okna wolno jadącego samochodu facet – tylko cyberseks? czy dajecie też dupy tradycyjnie?
- to zależy co masz dla nas, chłopczyku – próbuje być uwodzicielska, średnio jej to wychodzi, jest przede wszystkim stara Iris.
- dla ciebie tylko to, mamusiu – pokazuje jej środkowy palec, zatrzymuje samochód przed Kiki, wyciąga rękę w jej kierunku, łapie ją za pierś, miętosi, przyciąga do okna – ale dla ciebie, to co innego... całe twarde 20 centymetrów, gotowe trysnąć ci na twarz...

- Kolejna lekcja, Kiki – mówi Mona, po dwóch szybkich krokach jest przy samochodzie, palcami lewej ręki naciska płytkę w przegubie prawej, celując nią w faceta, a ten w jednej chwili robi się czerwony, siny, na dłoni, która rozwiera się i puszcza Kiki, widać same żyły, nabrzmiałe tak, jakby miały zaraz przebić skórę, słychać jęk, wrzask faceta, pisk opon, dźwięk silnika, który po chwili cichnie za rogiem, i powoli cichnie w ogóle.

- nic ci nie zrobił, Kiki? – obejmuje ją troskliwie Santé, – nie, wszystko w porządku – uśmiecha się do niego, mruga oczyma, drży Kiki, - brawo, Mona, przez ciebie straciliśmy klienta – złości się Iris, - dobra, Kiki, mów w końcu, co się stało z pieniędzmi – odgarnia sobie włosy z czoła Mona.

- szofer przywiózł nas do jakiegoś klubu – patrzy teraz w dół, mówi cicho i monotonnie, jakby czytała z kartki Kiki. - nie wiem gdzie, pierwszy raz byłam w okolicy. od początku mi się nie podobało. goście nosili dziwne maski. posadzili mnie przy stoliku i kazali pić kolejne drinki. na początku byłam spanikowana i żałowałam, że się w to wszystko wpakowałam, ale po paru drinkach zrobiło mi się dużo lepiej. zaczęłam się wsłuchiwać w muzykę, głośną, rytmiczną, to pozwoliło mi zapomnieć o strachu. do naszego stolika przysiadło się kilku facetów w maskach. skąd wiem, że to byli faceci? proszę cię. w tamtej chwili byłam już wilgotna i bez oporu pozwoliłam, żeby jeden z nich rozchylił mi nogi. wtedy -

- o kurwa – przerywa jej, nie słucha więcej, patrzy na drugą stronę ulicy Mona – czy to... Kiki, zamknij się, z łaski swojej! Czy to nie... Leon, co ty tu robisz?


(z dedykacją dla Macieja Sosnowskiego)










środa, 12 maja 2010

Odcinek 3: Ucieczka




















Z dedykacją - nagrodą konkursową - dla Karoliny Seth.